Na czym polega lampowe brzmienie?
Zarówno na lampach, jak i na tranzystorach czy układach scalonych można skonstruować (i nie jest to jakoś okropnie trudne) wzmacniacze, które będą wprowadzały zniekształcenia poniżej progu percepcji człowieka (mniejsze niż możliwe do wykrycia "na słuch") - przy dobraniu do nich sensownych kolumn będą one oczywiście nierozróżnialne.
Lampy mają jednak inne parametry techniczne niż półprzewodniki i w wielu wypadkach urządzenia lampowe różnią się istotnie od tranzystorowych. Jest tu dużo legend, ale są i rzeczywiste różnice. Sytuacja jest zupełnie inna przy wzmacniaczach gitarowych (i innych instrumentalnych) niż przy przeznaczonych do wysokiej jakości odtwarzania "gotowego" dźwięku. O ile te pierwsze buduje się specjalnie tak, by wprowadzały różne zniekształcenia (w zasadzie można je traktować jako fragment instrumentu), to drugie nie powinny niczego do sygnału "dodawać".
Wzmacniacze gitarowe
Lampowe wzmacniacze gitarowe miały (i nadal mają) pewne cechy wynikające z zastosowanej techniki lampowej. Wprowadzały łagodną kompresję przy przesterowaniu (to również skutek zastosowania dosyć niewielkich transformatorów wyjściowych), co umożliwia uzyskanie długiego "wybrzmiewania" przy sprzężeniach, często miały sporo zniekształceń harmonicznych (szczególnie drugiej harmonicznej) przy stosunkowo niedużych zniekształceniach intermodulacyjnych - co w charakterystyczny sposób zniekształca dźwięk gitary - to wszystko dosyć trudno osiągnąć na półprzewodnikach - w zasadzie dopiero procesory DSP w pełni dały taką możliwość. Charakter pierwszych, bardzo prostych wzmacniaczy zależał przede wszystkim od pracy stopnia wyjściowego przy dużym wysterowaniu. Z biegiem czasu pojawiły się rozbudowane stopnie wstępne zapewniające pożądaną charakterystykę.
Wzmacniacze HiFi
Są też jednak różnice istotne dla odtwarzania "gotowej" muzyki:
- Lampy są dosyć odporne na krótkie przesterowania - "obcinanie" sygnału jest dosyć łagodne (mała zawartość bardzo wysokich harmonicznych) i powracają do liniowego zakresu pracy praktycznie natychmiast po powrocie sygnału w zakres liniowej pracy. Natomiast w tranzystorach po przesterowaniu (wejściu w stan nasycenia) pozostają nośniki mniejszościowe w obszarze złącza, a ich usunięcie wymaga pewnego czasu. Powoduje to zakłócenia w ich pracy i długi "powrót do stanu równowagi", co objawia się przykrymi zniekształceniami. Z tego wynika powszechnie znany fakt, że lampowy wzmacniacz o tej samej mocy potrafi zagrać "głośniej" - po prostu nie słychać krótkich okresów przesterowania.
- Bardzo wczesne wzmacniacze tranzystorowe miały często silne sprzężenie zwrotne przy stopniu mocy o stosunkowo niewielkiej prędkości narastania napięcia. Powodowało to powstawanie zniekształceń TIM, których praktycznie nie ma we wzmacniaczach lampowych. We współczesnych układach półprzewodnikowych też ich nie ma, ale zła opinia została.
- Przy konstrukcji wzmacniaczy lampowych optymalizuje się impedancję obciążenia (bo transformator i tak jest potrzebny) ze względu na wprowadzane zniekształcenia. Przy wzmacniaczach półprzewodnikowych robi się to rzadko, za to stosuje się większe ujemnie sprzężenie zwrotne. Sprzężenie zwrotne samo w sobie nie jest złe (a nawet jest bardzo pożyteczne), ale zawsze łatwiej osiągnąć dobre efekty gdy wzmacniacz jest dobry już i bez sprzężenia. W koszmarnie źle zaprojektowanym wzmacniaczu sprzężenie zwrotne może prowadzić do podbić charakterystyki przenoszenia, a nawet do generacji. Gdy wzmacniacz bez sprzężenia ma naprawdę bardzo duże zniekształcenia nieliniowe, to sprzężenie zwrotne może wprowadzać do sygnału produkty mieszania o częstotliwościach, których nigdy w nim nie było.
- Wzmacniacze lampowe mają zwykle większą impedancję wyjściową. Ma to znaczenie przy doborze kolumn - niektóre konstrukcje (szczególnie o skomplikowanych zwrotnicach i obudowach rezonansowych) wymagają sterowania ze źródła o małym oporze wewnętrznym. Mogą nie grać dobrze ze wzmacniaczami lampowymi.
Zupełnie inną sprawą jest audiofilski folklor promujący różne dziwactwa (najchętniej w topologii SE) wprowadzające zniekształcenia jak stary telewizor "Belweder". Oczywiście nie ma to nic wspólnego z wysoką jakością odtwarzania dźwięku, ale może nawet się podobać - wszak o gustach się nie dyskutuje...